E-Literaci - pokoje wspóczesnej literatury pięknej


Doącz Do Nas

Zaloguj siś by mieć dostęp do całości serwisu

Na forum: Pantum -warsztatyUrodziny Andrzej IwanowiczKonkurs Dzień MatkiMajówka z flagą i konstytucjąUrodziny Jadwigi Pławik-IgiPISZEMY POPRAWNIEWiersz BiałyWiersze czytane o porankuŻYCZENIA WIELKANOCNEUrodziny Jurka Żocha

Dec 07
2022


twitter

O szczęściu
dodany przez Maria o godz. 23:09:07


 
Podobnie jak o miłości, tak i o szczęściu tyle jest punktów widzenia, ile osób zabierze głos w temacie. Najpierw pozwalę sobie zapytać – czym w ogóle jest szczęście?... i czy jest mierzalne, a jeśli tak, to w jakich jednostkach go wyrażamy? Czy posiada stan skupienia i czy możemy go dotknąć, zobaczyć?
Zanim przeszłam do rozmyślania nad odpowiedzią, pojawiło się nagle ponad siedemnaście podpowiedzi, na wyścigi tłoczą się w głowie, jakby chciały by je umieścić na honorowym miejscu, albo się bały, że którąś pominę.
– Ja, jestem szczęściem, kiedy mnie głaskasz po główce – krzyczy z dziecinnego łóżeczka głosik malucha.
– Ja, ja! To ja twoje szczęście – płynie donośny głos małżonka, a przy tym tnie pwietrze  fala szeleszczącej nowej sukienki, albo biletów do teatru.
– A właśnie ja – upiera się chwila przypomnienia sprzed roku, kiedy to o cienki włos nie doszło do zderzenia motocyklisty z jadącym bez świateł gościem na rowerze. I tu należy uzupełnić, że owym rowerzystą była bardzo bliska osoba.

Kolejna fala niesie ledwie słyszalny szept:
– Czy pamiętasz Egipt, kiedy wyrwano cię z rąk porywaczy? – dzikim szeptem coś podsunęło do oceny i ten moment. Jak bardzo wtedy dziękowałaś Bogu, że ogarnął cię prawdziwym szczęściem!
– A o mnie śpiewałaś w myślach
Dwa łuty szczęścia, jak szłaś do ołtarza z Rafałem, czyżbyś o tym już zapomniała – szepcze inna fala w powietrzu.
– A po urodzeniu córki, jaka byłaś szczęśliwa, że właśnie dziewczynka, właśnie to co chciałaś, chociaż mąż czekał na syna. Trochę było ci przykro, że niezadowolony, ale ty byłaś szczęśliwa – przeleciało w pamięci zdarzenie sprzed lat.
– Oj tam, oj tam. To wszystko są stare dzieje. Teraz jest w tobie szczęście – kolejna myśl walczy o miejsce na scenie życia. Przecież masz tyyyle lat i jeszcze pośród mieszkańców Ziemi znajdujesz swoje miejsce i uznanie.
Czyż to nie jest najważniejszym szczęściem?
Próbowała przerwać rozważania, bowiem w samej rzeczy – każda chwila walcząca o laur pierwszeństwa przedkładała swoją stuprocentową rację.

 
Nagle wyskakuje chwila spod Radzymina – okolice wsi Trojany jawią się przed oczami, zaczyna coraz intensywniej dawać o sobie znać. A było to na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy oboje z małżonkiem przeżyliśmy chwile grozy. Tylko dzięki wyjątkowemu szczęściu żyjemy do dziś, w dodatku cali, nieokaleczeni na ciele. No, może psychika została nieco naruszona u obojga. Pewnego pięknego dnia – a był to szósty dzień grudnia – tzw. Mikołajki, poranek ciepły i słoneczny. Z racji, że pracowaliśmy z mężem razem w jednym zakładzie pracy, jechaliśmy służbowo własnym samochodem do Warszawy. Mieliśmy wrócić na godzinę 13:00 i być obecni na operatywce. (Operatywka – to takie zebranie robocze aktywu w każdym zakładzie pracy, a że zajmowaliśmy stanowiska kierownicze, stąd i obecność obowiązkowa). Biegając ulicami stolicy, porządnie pochlapałam nogi i nawet płaszcz z tyłu, ponieważ około godziny dziesiątej rozpadało się na dobre. Czas naglił. Około 11:30 opuszczaliśmy Warszawę. Kiedy przestało padać, nawet nie zauważyłam, a noga męża prowadzącego samochód nie schodziła z pedału gazu. Aż nagle, widzimy stojącą cysternę na łuku...! Bezmyślny kierowca cysterny z paliwem, zrobił sobie postój – małą przerwę na śniadanie. (Jak się okazało po latach – było to zakrapiane śniadanie. Oboje z pomocnikiem nie widzieli w tym nic złego.) Mąż próbował wyminąć tę zawalidrogę, dając lewy migacz, po czym lekko odbjając w lewą stroną, a będąc w połowie długości cysterny, z naprzeciwka dojrzał samochód osobowy z włączonymi światłami, pędzący prosto na nas. Już nie mógł hamować by skręcić w prawo, nadepnął mocniej na pedał gazu i kierownicą w prawo. Wystarczyło by... poniosło nas przez szeroki i głęboki rów, obok trzech grubaśnych drzew, stojących jakby krawędzie graniastosłupa o podstawie trójkątnej. Niosło dosyć wysoko. Czułam jak robimy w powietrzu fikołki, chyba ze trzy. W mojej głowie wulkan myśli, a wszystkie wokół dzieci – kto ich wychowa?
Ostatnia myśl była hasłem – Boże daj im stosowną opiekę!!! Potem widziałam jak otula mnie pomarańczowa kołdra we wzorki z czarnych pijawek.
W końcu – trrrach!! Miękkie lądowanie. Dachowaliśmy obok tych grubaśnych drzew. Wielkie szczęście, bo lądowanie z powietrza odbyło się na świeżo zaorane pole. Jak długa była chwila niebytu – nie wiem. Po jakimś czasie myśli moje pytają siebie – gdzie ja jestem? Tu na Ziemi czy już w...??? Próbuję poruszyć ramieniem, ale czuję ciasnotę, ogromnym wysiłkiem swojego organizmu udaje mi się poruszyć prawym barkiem, lekko w górę i w dół. Powtórzyłam ten ruch kilka razy i stwierdziłam, że chyba żyję. Potem już pewna siebie poczułam, że na pewno żyję, bo dotarło do mnie orzeźwiające powietrze. Udało mi się otworzyć oczy i zobaczyłam jasne niebo, a po chwili uświadamiam sobie co naprawdę się stało. Wiem, że coś mnie przygniata, ale też wiem, że gdzieś powinien być mąż. Wtedy jak w nagranej katarynce zaczęłam powtarzać – Rafał odezwij się, nic mi nie jest. Nie wiem ile razy to zdanie powtórzyłam, zanim mężowi udało się wydostać mnie spod fotela, którym byłam przyciśnięta. Przez otwór po przedniej szybie wyszłam na zewnątrz przy pomocy męża, po czym stwierdziliśmy, że nie jesteśmy połamani, jedynie on jest w samych skarpetach, bez butów. Zimno w nogi ale nic to, szczęśliwi, że żyjemy, na nic nie narzekaliśmy. W środku mojego wnętrza grała jakaś melodyjka – dziękuję Ci Panie Boże...
Oczywiście nasza zawalidroga, czyli owa cysterna natychmiast ruszyła z miejsca wprost przed siebie, choć wypadało przynajmniej próbować pomóc nieszczęśnikom. Próbowali za to inni ludzie jadący samochodami osobowymi z kierunku Warszawy. Zatrzymało się chyba z sześć samochodów po kolei i co było dla nas niespodzianką, prawie wszyscy nie wyrabiali z hamowaniem i lądowali lekko w rowie. Przyczyną tego stanu rzeczy była gołoledź, o czym nie wiedzieliśmy, że szosa jest cała w lodzie, przecież opuszczaliśmy Warszawę w mocnej chlapie. Ale to już 6 grudnia i północna część kraju.
Z samochodu została harmonijka i tylko przednie lewe koło wyszło bez szwanku, pozostało w stanie jako takim. My zaś... też w zasadzie bez szwanku, jedynie śmiertelnie przestraszeni. I tu było owo wielkie szczęście nam dane. Nie osierociliśmy dzieci, dwoje już w tym czasie, w wieku pięć i dziesięć lat. Że był to prezent z nieba, to więcej niż pewne, ale od świętego Mikołaja czy od świętego Krzysztofa, tego do dziś nie wiem. A przecież mogło dojść do wybuchu trzech dużych butli z gazem, które wieźliśmy w bagażniku do domu z Warszawy. Gdyby do tego doszło, to i los owej cysterny z paliwem byłby nieciekawy, a gdyby i ona wybuchła, pod znakiem zapytania byłby los pierwszych budynków w Trojanach i rozpędzonych samochodów jadących z Warszawy w kierunku Białegostoku.
Sprawcy tegoż wypadku – owa cysterna szybko ulotniła się, mimo iż na ich oczach, bo przed samą cysterną frunęliśmy na rolę.
Czyż w takim przypadku można narzekać na brak szczęścia?
W porządku, albo "ok.", jak to się dzisiaj mówi, chcąc pokazać, że się jest na czasie. W tamtym półwieczu modne było "da", a dzisiaj "okej".

Ostatecznie – co to jest szczęście?
– A jak Ci się wydaje Czytelniku? Czy zgodzisz się ze mną, że jest to stan naszej duszy? Stan odczuwania. Samopoczucia w danej chwili, przy czym, jedni są szczęśliwi, kiedy udało im się upolować lepszy kawałek mięsa, a inni gdy obejrzą dobry film czy spektakl w teatrze. (Tu w ramach wyjaśnienia dla młodszego pokolenia - w tamtych czasach wiele artykułów spożywczych podlegało reglamentacji; np. miesięczny przydział mięsa na osobę wynosił tylko 2,5 kg., a schab czy karkówkę, udawało się kupić raz na kwartał).
Wracając do rozważań o szczęściu – panienka czy młodzieniec będą szczęśliwi po udanej randce, ambitny uczeń, kiedy zdarzy mu się nie przygotować do lekcji i nauczyciel go w tym dniu nie wywoła do odpowiedzi.
A dziś co nam potrzeba do szczęścia? Zakładam się o wszystko, że przynajmniej pół łuta tego uczucia osiągnie stan duszy każdego człowieka na kuli ziemskiej, jeśli ogłoszą, że został pojmany i aresztowany covid19.
 
grafika z internetu
Maria Sz

Tylko zalogowani użytkownicy mog? czytać i dodawać komentarze
Autor: Maria
Dołaczył/ła:
27.11.2020
18:54:36

Miasto:
-
Data urodzenia:
-

Zarejestruj się by mieć dostęp
do wszystkich opcji serwisu.
Informacje:
» Tekst czytany był: 296 razy.
» Dodano 7 komentarzy do tekstu.
» Tekst lubi 3 osób.

Sprzedam powierzchnie reklamową na portalu www

Muzyka i Edukacja > Ksiąki > Czasopisma

Zapraszam do kontaktu
Użytkowników Online
Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online

Nieaktywowany Użytkownik: 0
Najnowszy Użytkownik: ~Robert Furs

PRAWA AUTORSKIE ZASTRZEZONE

Copyright © E-Literaci.pl Kwiecień 2010 - 2024
Witryna jako całości i poszczególne jej fragmenty podlegają ochronie w myśl prawa autorskiego
wykorzystywanie bez zgody właściciela całości lub fragmentów serwisu jest zabronione
Serwis powstał wg pomysłu Barbary Mazurkiewicz

Serwis literacki E-Literaci dedykuje wnuczce Nikoli, gdyż powstał w dzień jej urodzin.
Serwis, zarejestrowany w Sądzie tytułem prasowym, jako Dziennik.

26,962,436 Unikalnych wizyt
Redaktor naczelna - Jadwiga Bujak
Administrator - Jadwiga Łowkis (babajaga)