E-Literaci - pokoje wspóczesnej literatury pięknej


Doącz Do Nas

Zaloguj siś by mieć dostęp do całości serwisu

Na forum: Pantum -warsztatyUrodziny Andrzej IwanowiczKonkurs Dzień MatkiMajówka z flagą i konstytucjąUrodziny Jadwigi Pławik-IgiPISZEMY POPRAWNIEWiersz BiałyWiersze czytane o porankuŻYCZENIA WIELKANOCNEUrodziny Jurka Żocha

Aug 11
2019


twitter

Spotkanie w dawnej Marago w Gorzowie Wlkp
dodany przez Jadwiga Lowkis-babajaga o godz. 20:20:00




Kawiarnia na rogu ulicy Łokietka i Chrobrego. Za czasów komuny bardzo popularna.
Niejeden początkujący wierszokleta wypijał tu kawę. Czekam na Grażynkę. Ona ma w zwyczaju wpadać na ostatnią chwilę. Po piętnastu minutach wchodzi z gracją Damy, jakby nigdy nic.
Siada przy stoliku zawieszając torebkę na oparciu krzesła.
Cześć! – usłyszałam z uśmiechem – przez to rozkopane miasto miałam trudności z dojazdem, a zaparkować się tutaj to los wygrany na loterii – stwierdziła z uśmiechem. – wiem, wiem – odpowiedziałam, ja nie miałam tego typu kłopotu, przyjechałam autobusem.
Serdeczny uścisk dłoni na przywitanie i ten błysk w oku dawno niewidzianych koleżanek utwierdził mnie w przekonaniu, że zbyt długo zwlekałyśmy ze spotkaniem – poczułam zapach jakby esencja kwiatów, drzew, krzewów. Grażynka zawsze lubiła dobre perfumy, tym różniła się od koleżanek w szkole. Ale ten zapach był jakiś inny, próbowałam wchłonąć go sobą, rozpoznać. – Hej tu ziemia! – coś się tak zmyśliła? – usłyszałam jakby zza światów – przepraszam odpłynęłam na moment, ten zapach mnie zniewolił. – No tak – ty zawsze tak masz, potrafisz wyłączyć się, – myślałam, że ci to przeszło.
Umówiłyśmy się w dawnej Marago, często tu przychodziłyśmy po skończonych lekcjach w drodze do domu. Wtedy było nas więcej – czasami cztery, niekiedy pięć, a od czasu do czasu niemal cała klasa. – Zmieniłaś zapach perfum? – zagaiłam nieśmiało – no właśnie, to znak, że dawno się nie widziałyśmy. Ten zapach towarzyszy mi od lat. – jest inny, niż ten który zapamiętałam.
Zbiera się na burzę, nic jej nie zapowiadało – taak już kro... – nie zdążyłam skończyć zdania, rozpadało się na dobre. Ogromne krople wielkości jaja uderzały o okienną witrynę. – Szekspir – wyszeptała Grażyna – co Szekspir? - zapytałam zdziwiona. – skojarzyłam sobie tę burzę z powieścią Szekspira – „Burza”. – Nie czytałam – odpowiedziałam – czy ty w ogóle coś czytasz? – odpowiedziała troszeczkę ironicznie Grażyna – oj tam, oj tam, Ty zawsze swoje pod tym względem nic się nie zmieniłaś – właśnie taką Ciebie lubię. I co z tą burzą? – to tragizm – okręt się rozbił w pobliżu zaczarowanych wysp Bermudy. – czyli rozbitkowie zostali ocaleni? – Czuję się tak jakbyśmy były na wyspie. Kawiarnia pusta tylko my dwie, za oknem burza i muzyka w tle. – kiedyś stał tu fortepian – pamiętasz. – oczywiście pamiętam – a ty jak zwykle rymujesz? – To były czasy. – kiedy obsłuży nas ten garson* dobrą chwilę już tu siedzimy o suchym pysku. – spieszy ci się? – to nasz czas po latach – zjawił się w końcu - szarlotka na ciepło, kawa w porcelanowej filiżance w kwiatki i po lampce słodkiego czerwonego wina. – zamówiłaś słodkie? – tak jakoś wyszło. Kelner skinął głową, uśmiechnął się i odszedł. – widziałaś to? – co! – kelnera? – jak miałam go nie widzieć, przecież nas obsłużył. – ale widziałaś jakie miał skarpetki? – oj jaga! Ty to zawsze zerkasz tam gdzie nie potrzeba – i co z tymi skarpetkami? – były żółte – cha-chacha cała ty. – ale to nie wszystko – a co jeszcze? – mam skojarzenia – to truteń. – przestań wydziwiać - widziałam czułki. Delikatnie wystawały spod jego bujnej rudej czupryny. – rozbawiłaś mnie do łez, skosztujmy wina. – dlaczego nie próbujesz? – zapytała Grażynka – bo tu coś pływa – pływa? – tak! – wygląda na to, że to pszczoła – ty to masz obsesję, widzisz to czego nie ma – pokaż! Zerknę! – nic tu nie widzę, nie fantazjuj. Ale czekaj czekaj – faktycznie coś pływa, to nie pszczoła tylko...wygląda jak listek lipy. – a widzisz miałam rację. – zawołaj garsona* niech wymieni. – Bardzo przepraszam to się nie powtórzy – mam nadzieję! – odpowiedziałam nieco poirytowana. – nawet smaczne wino – stwierdziłam, tylko, żeby nie ta niespodzianka – nie grymaś ciesz się chwilą i opowiedz w skrócie co porabiałaś przez ten czas. – w skrócie? – tak się nie da, to przecież czterdzieści lat. Zacznę od końca – jestem babcią – też nowina – ja tez jestem babcią. – Nie zauważyłaś, przekomarzamy się jakbyśmy miały po szesnaście lat. – jak podzielisz przez cztery, to właśnie mamy po szesnaście lat. Zauważyłaś? – ten garson* to jakiś mrukliwy gość – przecież przeprosił – przeprosił, przeprosił, cedził przeprosiny przez zęby, tak od niechcenia. Odchodząc oblizał listek od lipy. – no coś ty, nie zauważyłam
a jednak. – Ładna filiżanka – kwiecista jak na łące. Szarlotka na ciepło prawie wystygła, ciekawe czy smakuje tak jak u Pani Eli. – Na pewno nie!! – Pani Ela była mistrzynią wypieków – dlaczego była? – odeszła biedaczka – żyła dziewięćdziesiąt lat. – Smutne – pamiętasz jak upiekła tort na osiemnaste urodziny Kaśki? – chacha chacha – pamiętam, tego nie da się zapomnieć. Kaśka uwielbiała szpilki, karcili ją za to w szkole – dawne zasady: granatowy fartuszek, biały kołnierzyk i but na płaskim obcasie. A ona – chacha – na przekór wszystkim zawsze szpilki i fartuszek w szmaciance po skończonych lekcjach. Jej wujek był marynarzem, przywoził takie cacka, zazdrościmy jej trochę. Nie miała lekko, pamiętasz? nie dopuścili jej do matury. – Wiesz może co z nią. – wyszła za mąż za biznesmena i wyjechała do Paryża. Ponoć była utalentowaną projektantką – a co z tym tym tortem? – Dekoracja – szpilki. – buty szpilki, takie malutkie krawieckie. Jasiek myślał, że są z masy cukrowej i chciał skonsumować. O mało biedak by się nie zadławił.
O jej! Co To! – co się dzieje? – dlaczego tak rozgrzebałaś tę szarlotkę? – nie uwierzysz! – tu jest pszczoła! – co ty mówisz? – naprawdę! – wielka pszczoła, w samym środku ciasta. – nie wytrzymam z tobą, znowu masz urojenia. – To nie urojenia! – wołaj tego kelnera niech wymieni to ciasto, albo nie, nie chce już wypieków z niespodziankami. Ciekawe czy są tu książki życzeń i zażaleń tak jak kiedyś. – przestań!. – Idzie ten truteń – bardzo przepraszam, zaraz wymienię – widzisz jaki grzeczny – grzeczny, grzeczny – a widziałaś jego dłoń? – a co z tą dłonią? – na palcu miał skrzydełko. Podobne do skrzydeł trutnia. Wachlował nim. – znowu zaczynasz? – przestań fantazjować. – przejaśnia się, przestało padać – opowiedz mi skąd ten zapach. – moja fascynacja dobrym zapachem stała się obsesją. – to już wiem, zdążyłam zauważyć jeszcze w szkole. – Komponuje własne zapachy, akordy – jak w muzyce? – Tak to prawda – jak w muzyce. Większość kompozycji pochodzi z upraw z mojego ogródka. Uprawiam rzadkie rośliny i tworzę. – jesteś artystką? – zaraz artystka – ty to potrafisz podbudować? – tworzę balsamy, kremy, mydła, wszystko z naturalnych detergentów. Nie używam chemii. Jestem jej przeciwnikiem. – masz firmę? – nie – przecież wiesz? – pracowałam jako księgowa. Zapachy to moja odskocznia, hobby, takie tam, no wiesz. – fiu fiu – nie wiedziałam – chociaż ..mogłam przypuszczać. – ten zapach sama stworzyłaś? – już wiem, to kwiat lipy. – Masz lipę w ogródku? – W ogródku nie, ale za domem na łące rośnie okazała. Często tam odpoczywam. Obserwuję pszczoły i trutnie. Kojarzą mi się ze słońcem, kwiatami, miodem. – czyli z Profesorem Tutkiem? – też wymyśliłaś – bardziej z Kochanowskim. – jak zawsze rozczytana.
Dlaczego właśnie dzisiaj użyłaś miodnego zapachu? – to przez ten zapach mam nieziemskie skojarzenia, wyobraźnie i zwidy. – idzie tu! – kto? – ten truteń? – cha cha, a ty znowu swoje. – Smakowało? – zapytał uprzejmie kelner – chciałam odburknąć, podniosłam wzrok na trutnia. – o jejku! – zmiana kelnera? – jakiś odmieniony? – pomyślałam – nic podobnego – odpowiedział jakby przeniknął moje myśli. – Rachunek proszę? – Dzisiaj obsługujemy gości na koszt firmy, za niedogodności przepraszamy. – Jest Pani, jesteście Panie... – może w ukrytej kamerze – wypaliłam niegrzecznie. – Ależ skąd – w kawiarni. – to wiemy! – żadna nowość. Ale nie wiecie, że kawiarnia jeden dzień w roku przybiera nazwę żądło? - i co w związku z tym? - zapytałam – no właśnie dzisiaj jest ten dzień ósmy sierpnia – dzień cudów wyobraźni i fantazji. Coś takiego? – spojrzałam na Grażynkę – uśmiechała się do mnie. Będziemy się zbierać. Dziękujemy za miłą obsługę. – co ona mówi? – jaką miłą, nie odniosłam takiego wrażenia. Wstałam od stolika, kelner ukłonił się z gracją, ja zamiast jego widziałam wielką ogromną pszczołę – trutnia. Wzdrygnęłam się na jego widok. – wychodzimy! – szepnęłam do koleżanki. Na chodniku zapytałam – co to było? – co to za dzień? – nie wiesz? – dzisiaj jest
”Światowy Dzień Pszczół” – ósmy sierpnia. To nie przewidzenia, to walka o przetrwanie tych owadów. Musimy im pomóc. – Pomóc? – ale jak? – coś wymyślimy.



08.08.2019

Tylko zalogowani użytkownicy mog? czytać i dodawać komentarze
Dołaczył/ła:
04.05.2010
17:29:18

Miasto:
Gorzów Wlkp
Data urodzenia:
-

Zarejestruj się by mieć dostęp
do wszystkich opcji serwisu.
Informacje:
» Tekst czytany był: 1213 razy.
» Dodano 9 komentarzy do tekstu.
» Tekst lubi 2 osób.

Sprzedam powierzchnie reklamową na portalu www

Muzyka i Edukacja > Ksiąki > Czasopisma

Zapraszam do kontaktu
Użytkowników Online
Gości Online: 6
Brak Użytkowników Online

Nieaktywowany Użytkownik: 0
Najnowszy Użytkownik: ~Robert Furs

PRAWA AUTORSKIE ZASTRZEZONE

Copyright © E-Literaci.pl Kwiecień 2010 - 2024
Witryna jako całości i poszczególne jej fragmenty podlegają ochronie w myśl prawa autorskiego
wykorzystywanie bez zgody właściciela całości lub fragmentów serwisu jest zabronione
Serwis powstał wg pomysłu Barbary Mazurkiewicz

Serwis literacki E-Literaci dedykuje wnuczce Nikoli, gdyż powstał w dzień jej urodzin.
Serwis, zarejestrowany w Sądzie tytułem prasowym, jako Dziennik.

26,962,225 Unikalnych wizyt
Redaktor naczelna - Jadwiga Bujak
Administrator - Jadwiga Łowkis (babajaga)